W Naszych Beskidach (01.04.2011r.) ukazał się tekst Kariny Paczkowskiej, współprezes Fundacji Klamra
Jedną z największych radości Żywca jest dla mnie to, że jest w nim Park Habsburgów. To miejsce o niesamowitym klimacie kochane przez mieszkańców i chętnie odwiedzane jak żadne inne. Kolejne pokolenia krążą po jego alejkach. Mijają lata, pory roku, a dzieci niezmiennie karmią wiewiórki i łabędzie. Dorosłym też się to zdarza. Ostatnio park przeszedł rewitalizację i odzyskał piękne dróżki i alejki. Pojawiły się nowe rośliny. Ale miejscem, o którym chciałam wspomnieć jest parkowa stajnia. Szczególnie ciepłe miejsce. Powołana do istnienia, z pomysłu burmistrza miasta okazała się być miejscem niezliczonych codziennych pielgrzymek. Jak magnez ściąga dzieci z bliższych i dalszych okolic. Pewnie nie tylko dzieci. Ja również z przyjemnością tam zaglądam. To niezwykłe dla mieszczucha móc popatrzeć na liczne mieszkające tam zwierzęta, móc je dotknąć, pogłaskać. Nawet w największy mróz jest tam ciepło i myślę, że nie chodzi tylko o temperaturę. Energia żyjących tam zwierząt ogrzewa serca. Przy nich stajemy się lepsi, czulsi. Widzę jaki blask zapala się w oczach moich dzieci, gdy przechodzą między końmi, kozami, osiołkiem, baranami. Ostatnio pojawiła się też krowa. Tak naprawdę pojawiło się tam wiele nowych zwierząt, stajnia rozrosła się o wolierę z pawiami, bażantami, kaczkami, kurami. Może nie jest to prawdziwa woliera, ale robi takiej wrażenie. Niezwykła jest atmosfera, która tam panuje. W odróżnieniu od sklepów gdzie wielość produktów przytłacza, tutaj wielość zwierząt zachwyca. Można minutami stać przed kolejnym boksem i z zachwytem obserwować. Dzieci po takiej medytacji i kontakcie wychodzą uspokojone i radosne. I wciąż rosnącym pragnieniem – mamo czy jak kupimy ziemię to kupisz też konika i owce i kozy i kury i przepiórki i …- Tak kochani – odpowiadam i osiołka też. Na razie, póki ziemia jest w sferze marzeń, podziwiamy je w stajni. To wspaniałe, że mają szanse poznawać zwierzęta w taki sposób. Większość książek dla dzieci sprowadza się do przedziwnych opisów zwierząt, albo pod kątem ich użyteczności dla człowieka, albo wybiórczych cech. A tu na żywo dziecko stwarza sobie własny obraz na podstawie prawdziwych, namacalnych odczuć. Edukacja w stajni nie obejmuje tylko dzieci, jeden z pracowników opowiadał mi jak to w ubiegłym roku była w stajni wycieczka emerytów z Gdańska i stali wzruszeni przed krową, widząc ją żywą po raz pierwszy w życiu! Niemożliwe do czego doprowadziła nasza cywilizacja.
W stajni pięknie też wychodzi się naprzeciw oczekiwaniom i potrzebą odwiedzających. Obowiązuje zakaz karmienia zwierząt poza porami posiłków, ale równocześnie jest specjalne korytko do którego można składać dary dla zwierząt. Ci co pragną pomagać mogą stać się wolontariuszami i pracować przy zwierzętach. W ciepłych miesiącach możliwa jest za darmo jazda konna dla dzieci. W tedy też odbywają się zajęcia z hippoterapii. Do stajni przyjmowane są też zwierzęta, nad którymi opieka przerosła właścicieli. A dzięki temu, że zwierzęta żyją tam długo i spokojnie nieraz doczekują się potomstwa. To dopiero jest dar, móc zobaczyć noworodka kozy, krowy lub owcy. A później obserwować jak rośnie.
Żyjąc na co dzień w mieście, zapominamy że tuż obok są inne istoty, z którymi kontakt jest tak niezbędny dla psychicznego zdrowia i emocjonalnego rozwoju. Niezwykłe są dla mnie również słowa jednego z pracowników – „wolę być tu niż w domu, tu czuję tylko wdzięczność i miłość, za opiekę, za towarzystwo, a od ludzi to słyszę tylko pretensje”. Dokąd doszliśmy? Myślę, że czas wrócić do tej prostoty bycia, gdzie dotyk, spojrzenie i bliskość stanowią o dobrej podstawie relacji.